Mamy rok 1925. Sir Henry Norris, właściciel londyńskiego Arsenalu, umieszcza ogłoszenie w jednej z lokalnych gazet. W niej czytamy: – Arsenal
Football Club jest otwarty na przyjmowanie zgłoszeń na stanowisko
trenera zespołu. Do uzyskania tej posady wymagane jest doświadczenie i
posiadanie najwyższych kwalifikacji zarówno pod względem umiejętności,
jak i osobisty charakter. Mężczyzna, którego jedyną intencją budowa
zespołu w zależności od dużych płatności, a także transfery za przesadną
cenę, nie musi ubiegać się o posadę. – W ostateczności zwolniony stołek przypada nikomu innemu, jak Herbertowi Chapmanowi,
który prawdopodobnie przez bardzo długi czas będzie największym
szkoleniowcem w historii „Kanonierów”. Przyczynia się do wprowadzenia
niezwykłych koncepcji zarówno na, jak i poza boiskiem. To właśnie dzięki
niemu zmieniło się oblicze Arsenalu, ale później także ogólnego świata
futbolu – na zawsze.
Z wykształcenia piłkarskiego uchodził za napastnika. Przez ponad
dwanaście lat jako profesjonalny zawodnik nagrał się w jedenastu
klubach. Co ciekawsze, we wszystkich zespołach wystąpił łącznie ledwie
106 razy na boisku. W tej roli nie odniósł żadnych większych sukcesów,
ale jak już przyszło do zarządzania ekipą, to było co innego. W tej
kwestii Herbert podbijał angielską piłkę niczym znany nam z historii
Napoleon Bonaparte. W latach 1907-1925, Chapman był szkoleniowcem takich
ekip, jak: Northampton Town, Leeds United, Huddersfield Town i na końcu
Arsenal. Jednakże o swojej wielkości i sławie mógł się przekonać u
trzeciego z kolei pracodawcy. Podczas czteroletniego pobytu w ekipie
„The Terriers”. Chapman przemienił tą drużynę z bojownika o utrzymanie
na kandydata do walki o mistrzostwo kraju. Zawsze przypadał do gustu
ludziom, gdyż opowiadał się za wprowadzaniem własnej taktyki w życie
każdego zespołu, którego był szkoleniowcem. Ta taktyka nieustannie była
uzależniona od rywala, z którym przychodziło się zmierzyć. Nigdy
wcześniej jego system nie był słyszany w dziedzinie futbolu.
Sir Henry Norris, przebogaty
deweloper i właściciel „The Gunners”, wydał setki tysięcy funtów na
Arsenal w ciągu jednego roku, a dokładniej w 1925. Klub miał nowiutkie
Highbury, oraz pensje piłkarzy nie były małe. Później także przyszło
szukać nowego menedżera, bo Leslie Knighton
nie potrafił znieść skąpstwa swojego szefa. Ma się rozumieć to, że nie
chciał widzieć nowych twarzy, gdyż w jego klubie są już piłkarze, którzy
otrzymują dobre zarobki i na nich można polegać. Oczywiście w grę
wchodziły także inne interesy. Knighton w końcu nie wytrzymał i
dwukrotnie musiał w dramatycznych okolicznościach wynurzać zespół ze
strefy spadkowej pierwszej dywizji. Zwolnienie tego trenera nie było
rzeczą, której kibice by się nie spodziewali. W końcu, po kilku latach
pustki i istnego horroru, Norris ruszył w poszukiwania następcy. Po
zamieszczonym ogłoszeniu, o którym mówiłem na wstępie, taka praca
przyciągnęła Chapmana. Tutaj miał luksusy, na które zasłużył. Dwa
tysiące funtów rocznie do kieszeni futbolowego Napoleona było początkowo
stawką nie do pomyślenia, zważywszy na to, że zawodnicy „Kanonierów”
inkasowali średnio trzysta funciaków. W tym miejscu wypływający na
szerokie wody trener otrzymywał pensję dwukrotnie większą niż ta, którą
odbierał w Huddersfield.
Ale cóż, Herbert Chapman był
znany z pracowitości i przeogromnej pomysłowości, gdziekolwiek by się
nie wziął za robotę. Przybył i od razu jego wpływy na rynku transferowym
dały dobre znaki. Nawet właściciel klubu musiał ulec z kosztami. W
ciągu kilkudziesięciu dni wynegocjował wielki transfer Charliego Buchana.
Na początek trener Sunderlandu, Bob Kyle, zażądał od trenera 4000
funtów. Jednak udało się dogadać w inny sposób – Arsenal zapłacił za
talizman „Czarnych Kotów” dwa razy mniej, lecz potem trzeba było
dopłacić kolejne pieniądze, gdyż za każdy gol strzelonego przez
napastnika w pierwszym sezonie, Sunderland liczył sobie stówkę. W ten
oto sposób minimalnie na swoje wyszedł Kyle, bo w debiutanckiej kampanii
udało się zanotować nowemu kapitanowi ekipy z północnego Londynu 21
trafień. Drugim wielkim zakupem był transfer bramkarza ze szkockiego
Hibernianu, Williego Harpera.
Tutaj także Norris z bólem musiał patrzeć, jak kolejne 4000 funtów
wypływa z jego kiesy. Jednakże po dwóch blamażach w lidze (Z Newcastle
0:7 i Sheffield United 0:4), Herbert uświadomił sobie, że nie miał do
końca ułożonej układanki, więc musiał ściągnąć jeszcze jednego
napadziora z doświadczeniem. Padło na Joe'a Hulme'a,
który wcześniej bronił barw Blackburn. Ta ostatnia nowa twarz była
chyba najwierniejszym dzieckiem dla Chapmana, gdyż do 1933 roku była
wystawiany regularnie w podstawowym składzie. Zostało zrobionych kilka
dobrych zakupów, ale jego inicjatywa związana z reformami w tej ekipie
także znalazła swoje miejsce. Do tamtego czasu najbardziej popularną
formacją było ustawienie 2-3-5, czyli tak zwana „piramida”. Jednak
dzięki fachowej dłoni, to ustawienie zeszło z tronu i nastała istna
rewolta. Pod jego wodzą środkowy pomocnik został przesunięty na środkową
część linii defensywnej, przekształcając najbardziej znaną formację na
3-3-4. W historycznej księdze ustawień taktycznych zapisało się to jako
„WM”. Nikt z początku o tym nie wiedział, nikt też nie słyszał. Ale
jednak zadziałało.
Tutaj odbudowa na przestarzałym fundamencie miała błyskawiczny efekt. Od
porażki po perfekcję. W pierwszym sezonie Arsenal zajął drugie miejsce w
lidze, przegrywając walkę o mistrzostwo tylko z... Huddersfield.
Kolejno w związku z kolejnymi cięciami finansowymi, „Kanonierzy” nie
mogli odnosić większych sukcesów. Raptem udało się osiągnąć pierwszy w
historii finał FA Cup w sezonie 1926/27, gdzie jednak polegli z Cardiff.
W trzecim roku pracy, pomimo wielkich oczekiwań ze strony fanów,
Chapman mógł czuć się rozczarowany. Tylko ćwierćfinał Pucharu Anglii i
dziesiąte miejsce w lidze. Sezon 1928/29 – są nowi piłkarze, ale trofeów
dalej zabrakło. Kiepski początek tej kampanii. Najpierw porażka z
Sheffield Wednesday, potem z Derby County. W połowie października
drużyna Herberta zanotowała najgorszy start pod jego wodzą – dwa
zwycięstwa, dwa remisy i sześć porażek. Arsene Wenger
za to byłby już chyba zwolniony w naszych czasach, nie? Jednakże Norris
poświęcił się Chapmanowi i na jego prośbę wziął kredyt na to, aby móc
dokonać wówczas najdroższego transferu w historii Arsenalu. Do zespołu
dołączył David Jack za ponad
10tys funtów. Wtedy zawodnik miał 29 lat i był kapitanem reprezentacji
Anglii. W efekcie mieliśmy 25 goli z jego strony w ciągu 31 występów.
Gdyby ten zakup został dokonany wcześniej, rzekłoby się mówić. Ale
przynajmniej przyszłość była obiecująca. Ten sezon zakończył się znowu
bez euforii. W ostatnich kolejkach na Highbury były pustki, gdyż pustka
była także w ich sercach z powodu kolejnego, obiecująco zapowiadającego
się sezonu.
Ale Chapman zawsze musiał znaleźć jakiś plan. Skoro była sraczka, to
potem był urok. Herbert zmierzył się z problemami pieniężnymi w świetny
sposób, udoskonalając grę z kontrataku. Wtedy już na dobre Arsenal stał
się klubem, który dosłownie mógł walczyć o wszystko. W 1930 roku udało
się zgarnąć pierwsze trofeum w postaci Pucharu Anglii. Choć tylko 14.
miejsce w lidze, to w finale FA Cup udało się zaliczyć Herbertowi odwet
na Huddersfield, pokonując swój stary klub 2:0. W kolejnej kampanii
przyszedł w końcu i tytuł mistrza Anglii. I to w jakim stylu. Drużyna
strzeliła w czasie całego sezonu aż 127 bramek, co do dziś nie zostało
pobite w historii klubu. Później udało się zdobyć to miano trzy razy pod
rząd w latach 1933-1935. Niestety, w końcu Chapman poległ. Nie mówię
tutaj o żadnej słabości czy wypaleniu się. Herbert odszedł z tego świata
przedwcześnie, bo w wieku 55 lat, ze względu na chorobę raka płuc.
Stało się to w środku sezonu 1934/35. Jednak udało się wygrać ligę na
cześć speca od piłki kopanej pod wodzą Joe'a Shawa.
Przez dziewięć lat spędzonych na Highbury, od początku do końca Herbert
nie poprzestawał na tworzeniu nowych formacji. Jednakże wprowadzał do
futbolu takie rzeczy, które nie były wszechstronnie modne tylko w latach
trzydziestych, lecz również są stosowane do dziś. Proszę sobie
wyobrazić, że Chapman był pierwszym trenerem, który zawsze używał
tablicy do rozpracowywania opcji taktycznych w czasie spotkań z drużyną
oraz w szatni. Takie zjawisko możemy zaobserwować także teraz. Co
więcej, pewnego dnia zdecydował się ze sobą zabrać gramofon na niektóre
spotkania. Tym samym narodziła się tradycja puszczania muzyki w szatni
drużyn. Pomysł numerów na koszulkach? Ta inicjatywa także urodziła się w
myśli Chapmana. Nawet złożył wniosek do FA, aby zostały niebawem
wprowadzone. Dzięki temu piłkarze z jednej paczki mogą łatwiej rozpoznać
swoich kolegów na boisku no i rzecz jasna poprawi to poziom gry.
Początkowo jednak Angielski Związek Piłkarski postanowił odrzucić ten
pomysł.
To nie koniec przemian, które możemy odczuć w teraźniejszej piłce
nożnej. Mecze w porze wieczorowej, technologia „goal-line”? Zarodek tych
pomysłów narodził się właśnie wtedy, kiedy Herbert Chapman
stąpał po brytyjskiej ziemi jako dumny trener „Kanonierów”. Akurat tych
przedsięwzięć nie doczekał się za swojego życia, ale chyba na jego
cześć w latach pięćdziesiątych, czyli około dwadzieścia lat po jego
śmierci, te dwa projekty weszły w życie. Ten drugi został dopracowany
całkiem niedawno.
Jedna rzecz w tym wszystkim jest pewna – w świetle dzisiejszego,
nowoczesnego świata piłki ta dyscyplina wygląda właśnie tak, jak
wyobrażał sobie świętej pamięci wybitny człowiek z Hendon. Na pewno
byłby dumny, gdyby żył w tych czasach. Ale też jestem przekonany, że
pewnym rzeczom mógłby także zapobiec. Chapman pozostawił
najprawdopodobniej największą spuściznę w dziejach futbolu i bez
wątpienia przyczynił się do jego rozwoju.
Artykuł został także opublikowany na blogu Brytyjska kraina futbolu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz